czwartek, 16 października 2014

KIEŻUN Witold

Wprawdzie nobliwy pan, ale wywołał moją konsternację przez to, że ogłosił na falach przekaziorów, iż chciał się zastrzelić — aliści celował w palec i żal mu się zrobiło paluszka. A to dlatego, że niejaki Sławomir Cenckiewicz, wyjątkowo wredna bestia, przetrawił blisko tysiąc stron bogatej spuścizny pana proffessora, znajdującej się jeszcze dziwnym trafem w IPN. Tedy paluszek ten nie jest wart takiego owego histeryka Cenckiewicza.
I tu pan proffessor elokwentnie robi oko do ogłupiałej publiczności i powiada z proffessorską swadą, że  "są pewne rzeczy, których nigdy nie wyjawię". Tak więc skazani jesteśmy na domysły, aczkolwiek proffessor przecież wyraźnie daje znak, że za podwójną twarzą  ratował Polskę w amerykańskiej agencji wywiadowczej i robił w konia przyjmujących jego raporty, opracowania i donosy oficerów tajnych służb PRL. No bo jakże jest dzisiaj w cenie taka współpraca.

Nie wiem, jakich bohaterskich czynów dokonał pan proffessor podczas Powstania Warszawskiego, ale i to mam na względzie, że typowym losem anonimowych bohaterów Powstania było dokonanie  żywota w biedzie i zapomnieniu. Dlatego tym większy mam podziw dla takich umiejętności, które nie pozwoliły, aby taki los stał się i pana proffessora udziałem.

W tym kontekście jakże celna jest jego analiza, którą cytuję z największą rewerencją, bo stanowi ona odpowiednie podłoże intelektualne dla wszelakiej maści kwadratowych idiotów i sprzedajnych nawet za przysłowiowy grosik dyrygentów orkiestry grającej bez nastrojonych instrumentów:

"My jesteśmy zagrożeni tak samo przez Putina, jak byliśmy przez Hitlera" — powiada proffessor.

"Żałosny widok można przesłonić — np. sztandarem" — powiada Mieczysław Michał Szargan.